Dzień oczekiwany z nutą niecierpliwości, ponieważ zostałam
poproszona o uwiecznienie imprezy na zdjęciach, a że mogłam być całkowicie
niezależna, sprawiło mi to ogromną satysfakcję.
Start planowany był na godzinę 18:00, obyło się bez zbędnych
opóźnień. W końcu na wieczór przewidzianych było 5 kapel, czas naglił,a kolejka przed
drzwiami już godzinę wcześniej była
spora. Zapowiadał się interesujący festiwal.
Przyznaję, że zespoły znałam tylko pobieżnie- chociaż pochodzą z mojej
miejscowości, praktycznie nie było o nich słychać. Teraz cieszę się mając
świadomość, że są ludzie w mieście, którzy chcą coś robić, zabawiać innych i
całkiem dobrze im to wychodzi.
Imprezę otwierał zabrzański zespół Excerpta, a że
klasyfikuje się go do gatunku altcore, przeplatanego hard rockiem, Wiatrak nie pozostał długo w uśpieniu. Muzycy
byli świetnie zgrani- nie tylko muzycznie, ale także wizualnie- wyszli na scenę
w identycznych strojach. Chłopaki dali z siebie wszystko, był to jeden z ich pierwszych
koncertów, który grali dla tak licznej publiczności. Pod koniec występu sala
wypełniona była prawie po brzegi.
Jako druga zagrała Hajva z Gliwic. Dawno nie widziałam
takiego wulkanu energii na scenie- wokalista szalał z mikrofonem, świetnie utrzymywał kontakt z publicznością. Rock to
główny nurt zespołu, wokalista ma dość interesującą barwę głosu, czerwonowłosy
gitarzysta wręcz idealnie opanował technikę gry szybszych i mocniejszych kawałków.
Przeszło mi przez myśl, że całkiem nieźle spisałby się w niejednej kapeli
powermetalowej. Zespół godny
zapamiętania, może kiedyś będzie o nich głośno.
Kolejnym zespołem, który sprawił, że publiczność skakała pod
sceną, był Dirty Brick. Zabrzańska kapela debiutowała w Wiatraku. Basista,
rodem z Red Hot Chili Peppers, wydając dźwięki z z gitary, niczym „Flea” Balzary,
gimnastykował się przed aparatem, jakby tym samym chciał nadrobić brak ruchów
scenicznych reszty ekipy. Niestety na
scenie nie działo się tyle, ile podczas występów wcześniejszych kapel, ale
tłumaczę to sobie brakiem doświadczenia muzyków (chodzi mi tutaj o zachowanie, nie muzykę). Po koncercie
miałam okazję porozmawiać z wokalistą Jakubem Wojciekiewiczem. Przyznał, że jestem kolejną osobą, która
zwraca im na to uwagę. Myślę, że wezmą
sobie to do serca i poprawią się na następnym koncercie.
Przed główną gwiazdą wieczoru wystąpiła formacja Nohucki z
Krakowa. Określają swoją muzykę jako cyberpunk. Dużo elektroniki przeplatanej dźwiękami
gitary. Bzyk- kompozytor i
instrumentalista postanowił podjąć współpracę z członkiem Akuratów- Piotrem
Wróblem. Na scenie towarzyszą im często
inni muzycy, tym razem był to klawiszowiec
Kuba Gajda. Występ urozmaicała abstrakcyjna wizualizacja. Pomimo odmiennego stylu, zespół wkomponował
się w festiwal. Chłopaki są doświadczonymi muzykami, znanymi większej grupie odbiorców,
niż poprzedzające go śląskie kapele. Publiczność bawiła się wyśmienicie, co
oznacza, że także w silesii mają swoich fanów. Mnie osobiście nie przekonał-
często mam do czynienia z szeroko pojętą muzyką industrialną, lecz Nohucki jest na tyle specyficzny czy oryginalny, że
nie wbił się w moje (już trochę sprecyzowane) gusta. Większości się podobało, a to najważniejsze.
W przerwie między występami został wybrany zespół
zasługujący na nagrodę publiczności. Zgarnęli ją muzycy Excerpty. Co zwinniejsi fani mogli złapać
koszulki stowarzyszenia JAW organizującego cały event, które szybowały ze
sceny.
Na deser wystąpił Akurat.
Zespół z całkiem sporym dorobkiem, zaliczonymi występami na Woodstocku,
koncertami za granicą. Grają muzykę zróżnicowaną- od rocka, przez punk, ska,
pop, utwory przyjemne dla ucha, teksty zapadające w pamięci. Nic dziwnego, że
takie piosenki, jak „Hahahaczyk” czy „Lubię mówić z tobą” śpiewali dosłownie
wszyscy. Muzycy stworzyli taką
atmosferę, że zapomniałam o panującym zaduchu, który wcześniej strasznie
przeszkadzał. Końcówka należała do
Barthezza- perkusisty, który dał świetny pokaz, podbijając serca płci żeńskiej
zebranej przed sceną. Czy to znaczy, że
nie tylko „chłopak z gitarą..” ma
dzisiaj wzięcie? Zdecydowanie! Zespół nie gości u mnie na stałej
playliście, mimo to, na koncert nie mogę
narzekać – wspaniale się bawiłam.
Uważam, że festiwal był ciekawą alternatywą spędzenia
ze znajomymi wspólnego wieczoru, tym bardziej, że nie trzeba było się martwić o
fundusze- wstęp był całkowicie darmowy. Przekrój wiekowy był bardzo duży: zjawiły się
nie tylko nastolatki przepychające się pod sceną, ale także sporo starszego
towarzystwa porozrzucanego po kątach, delektującego się muzyką. Wniosek? Ludzie
potrzebują takich wydarzeń, których wciąż jest za mało . Uświadomiłam to sobie
dzięki młodzieżowemu stowarzyszeniu JAW, które rozkręca swoją działalność, realizując nowe
projekty, a jednym z nich był właśnie Festiwal Dźwięku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz