Festiwal Dźwięku cz.4 -AKURAT, 19.11.11, CK Wiatrak, Zbarze























Dzień oczekiwany z nutą niecierpliwości, ponieważ zostałam poproszona o uwiecznienie imprezy na zdjęciach, a że mogłam być całkowicie niezależna, sprawiło mi to ogromną satysfakcję.  

 Start planowany  był na godzinę 18:00, obyło się bez zbędnych opóźnień. W końcu na wieczór przewidzianych było  5 kapel, czas naglił,a kolejka przed drzwiami  już godzinę wcześniej była spora. Zapowiadał się interesujący festiwal.  Przyznaję, że zespoły znałam tylko pobieżnie- chociaż pochodzą z mojej miejscowości, praktycznie nie było o nich słychać. Teraz cieszę się mając świadomość, że są ludzie w mieście, którzy chcą coś robić, zabawiać innych i całkiem dobrze im to wychodzi.

Imprezę otwierał zabrzański zespół Excerpta, a że klasyfikuje się go do gatunku altcore, przeplatanego hard rockiem,  Wiatrak nie pozostał długo w uśpieniu. Muzycy byli świetnie zgrani- nie tylko muzycznie, ale także wizualnie- wyszli na scenę w identycznych strojach. Chłopaki dali z siebie wszystko, był to jeden z ich pierwszych koncertów, który grali dla tak licznej publiczności. Pod koniec występu sala wypełniona była prawie po brzegi.

Jako druga zagrała Hajva z Gliwic. Dawno nie widziałam takiego wulkanu energii na scenie- wokalista szalał z mikrofonem, świetnie  utrzymywał kontakt z publicznością. Rock to główny nurt zespołu, wokalista ma dość interesującą barwę głosu, czerwonowłosy gitarzysta wręcz idealnie opanował  technikę gry szybszych i mocniejszych kawałków. Przeszło mi przez myśl, że całkiem nieźle spisałby się w niejednej kapeli powermetalowej.  Zespół godny zapamiętania, może kiedyś będzie o nich głośno.

Kolejnym zespołem, który sprawił, że publiczność skakała pod sceną, był Dirty Brick. Zabrzańska kapela debiutowała w Wiatraku. Basista, rodem z Red Hot Chili Peppers, wydając dźwięki z z gitary, niczym „Flea” Balzary, gimnastykował się przed aparatem, jakby tym samym chciał nadrobić brak ruchów scenicznych reszty ekipy.  Niestety na scenie nie działo się tyle, ile podczas występów wcześniejszych kapel, ale tłumaczę to sobie brakiem doświadczenia muzyków (chodzi mi  tutaj o zachowanie, nie muzykę). Po koncercie miałam okazję porozmawiać z wokalistą Jakubem Wojciekiewiczem.  Przyznał, że jestem kolejną osobą, która zwraca im na to uwagę.  Myślę, że wezmą sobie to do serca i poprawią się na następnym koncercie.  

Przed główną gwiazdą wieczoru wystąpiła formacja Nohucki z Krakowa.  Określają swoją muzykę jako cyberpunk.  Dużo elektroniki przeplatanej dźwiękami gitary.  Bzyk- kompozytor i instrumentalista postanowił podjąć współpracę z członkiem Akuratów- Piotrem Wróblem.  Na scenie towarzyszą im często inni muzycy, tym razem był to klawiszowiec  Kuba Gajda. Występ urozmaicała abstrakcyjna wizualizacja.  Pomimo odmiennego stylu, zespół wkomponował się w festiwal. Chłopaki są doświadczonymi muzykami, znanymi większej grupie odbiorców, niż poprzedzające go śląskie kapele. Publiczność bawiła się wyśmienicie, co oznacza, że także w silesii mają swoich fanów. Mnie osobiście nie przekonał- często mam do czynienia z szeroko pojętą muzyką industrialną, lecz Nohucki  jest na tyle specyficzny czy oryginalny, że nie wbił się w moje (już trochę sprecyzowane) gusta.  Większości się podobało, a to najważniejsze.

W przerwie między występami został wybrany zespół zasługujący na nagrodę publiczności. Zgarnęli ją muzycy  Excerpty. Co zwinniejsi fani mogli złapać koszulki stowarzyszenia JAW organizującego cały event, które szybowały ze sceny.



Na deser wystąpił Akurat.  Zespół z całkiem sporym dorobkiem, zaliczonymi występami na Woodstocku, koncertami za granicą. Grają muzykę zróżnicowaną- od rocka, przez punk, ska, pop, utwory przyjemne dla ucha, teksty zapadające w pamięci. Nic dziwnego, że takie piosenki, jak „Hahahaczyk” czy „Lubię mówić z tobą” śpiewali dosłownie wszyscy.  Muzycy stworzyli taką atmosferę, że zapomniałam o panującym zaduchu, który wcześniej strasznie przeszkadzał.  Końcówka należała do Barthezza- perkusisty, który dał świetny pokaz, podbijając serca płci żeńskiej zebranej przed sceną.  Czy to znaczy, że nie tylko „chłopak z gitarą..”  ma dzisiaj wzięcie?  Zdecydowanie!  Zespół nie gości u mnie na stałej playliście,  mimo to, na koncert nie mogę narzekać – wspaniale się bawiłam. 

Uważam, że festiwal był ciekawą alternatywą spędzenia ze znajomymi wspólnego wieczoru, tym bardziej, że nie trzeba było się martwić o fundusze- wstęp był całkowicie darmowy.  Przekrój wiekowy był bardzo duży: zjawiły się nie tylko nastolatki przepychające się pod sceną, ale także sporo starszego towarzystwa porozrzucanego po kątach, delektującego się muzyką. Wniosek? Ludzie potrzebują takich wydarzeń, których wciąż jest za mało . Uświadomiłam to sobie dzięki młodzieżowemu stowarzyszeniu JAW, które  rozkręca swoją działalność, realizując nowe projekty, a jednym z nich był właśnie Festiwal Dźwięku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz